Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dotychczas lubownikiem roślin i znawcą ogrodownictwa, miał więc na tem miejscu sposobność do zadowolenia swéj skłonności.
Prócz tego odbywały się nieraz, z pozwoleniem pani Czapskiej, w jéj ogrodzie podwieczorki, koncerta, loterye fantowe dla członków Kółka Polskiego, w celach dobroczynnych. Gdy jednak pani Czapska przeniosła się za granicę, a w Poznaniu, skutkiem tryumfów po za Renem, nastały, siedemdziesiątego drugiego i trzeciego roku, za przykładem Berlina i innych miast, czasy tak zwanego Schwindlu, w których myśleli Niemcy, że z tych miliardów francuzkich dla każdego ulicami płynąć będą pieniądze, a spekulanci kuli codzień nowe plany, głupi ludzie budowali i kupowali za ciężkie pieniądze kamienice, a mądrzy je sprzedawali, wtenczas ów ogród sprzedanym został także, a właścicielka świetnie na tem wyszła, dano bowiem bajeczną cenę, jeźli prawda, co mi powiadano. Nabyła go umyślnie w tym celu z kupców tutejszych, po większej części Niemców, utworzona kompania, przeprowadziła nową ulicę, uczciła ją nazwiskiem Bismarcka i pobudowała po obydwóch jéj stronach piękne domy w pałacowym stylu, niewątpiąc, że wyłożony pieniądz wróci się przynajmniéj dwukrotnie. Lecz spes hominum vanae! Schwindel prędko przeleciał i zostawił w zawiedzionych żołądkach ciężką po sobie niestrawność. Niektórzy z członków kompanii budowlanéj początkowe swoje zapały dość drogo przypłacili.
Ta strona ulicy nie wielu mi znajomych przypomina, kilku jednak, którzy tu czas niejaki mieszkali, pominąć nie mogę. Najpierw bardzo często zwiedzałem pierwsze piętro domu pod numerem dziewiątym, które lat kilka zajmowali państwo Lossow. Pochodząc z rodziny od dawnych czasów w Polsce osiadłéj, za młodu przez rodziców przyzwyczajony do oględności i kierowa-