Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zował zawsze cały legion ludzi ze wsi i z miasta. Było to miejsce spotkań, schadzek, gawędek, a w tylnych pokojach, partyjek karteczkowych niewinnych i winnych; między matadorami kunsztu mogłeś tam spotkać częstokroć pewnego pułkownika, pewnego kapitana, pewnego rzeźbiarza miejskiego, dwóch, trzech fachowych ze wsi i oryginała, pana Poleskiego, który się unieśmiertelnił ogłaszając drukiem krótką, „Powieść o samotnym Jellaczycu“, przedstawiającą drastycznie, jak dwa przyjaciele serdeczni, zawiózłszy go do Faraonów egipskich, kurtę mu sprawili.
O samym Jakubie Prewostim, który, znany w całéj prowincyi, prócz swéj gryzońskiéj polszczyzny, był zresztą nie ciekawą jednostką, tyle ci powiem na pochwałę jego, iż nie można mu było odmówić gruntownego estetycznego poczucia, którego dowiódł, obierając za Dulcyneę swego serca dzieweczkę jakąś z Grodziska, niezwykłéj istotnie urody. Wszakże po kilku latach Aspazya przemieniła się podobno w Ksantypę, a pan Jakub, syt szczęścia, wypromowował ją na prawowicie małżeńska połowicę jednego z restauratorów niemieckich, sam zaś wkrótce potem, z dość okrągłym kapitalikiem, umknął w swoje ojczyste góry; oboje zresztą już dawno nie żyją.
Otóż słyszałeś, panie Ludwiku, niktóre szczegóły, o ile mi utkwiły w pamięci, tyczące się dalszych dziedzin bazarowego budynku. Ale nim wyjdziemy z domu Łąckich, (który wraz z wielkim gruntem pan Antoni Łącki wspaniałomyślnie ustąpił Bazarowi, biorąc tylko akcye), wspomnieć ci jeszcze muszę o małéj salce na pierwszem jego piętrze, gdzie obecnie rozwielmożnił się Bank włościański. Pierwszy raz tu byłem mając mniéj więcéj lat dziesięć i pierwszy raz tu wtenczas widziałem, żyjącą jeszcze, Bogu dzięki, czcigodną pannę