Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znańscy w żadne nie wchodzili stosunki, w ostatnich dwudziestu latach życia nie sprowadzał, ilekroć potrzeby religijne wymagały, popów rosyjskich z Kalisza, lecz z Lipska, narodowości greckiéj. Przeżyłem z nim w nieprzerwanym przyjacielskim związku lat czterdzieści z okładem, nie dziw się więc, Panie Ludwiku, że ilekroć przechodzę tutaj Nową ulicą, koło owego handlu koszul, krawatek, mankietek, który niedawno temu temu księgarnię Żupańskiego wyrugował, zdaje mi się, że widzę w drzwiach otwartych zesmutniałą twarz pana Konstantego; gdy zaś się skręcam na ulicę Wilhelmowską, patrząc przed sobą, myślę, iż mi się lada chwilę pojawi wędrując żwawo z poczty, jak to czynił dwa razy codzień.
Teraz zaś, idąc daléj pod górę, nic ci ciekawego o domach następujących powiedzieć nie mogę, chyba że były tu dawniéj składy kupieckie polskie, ile pamiętam Kwajzerta, młodszego Żupańskiego, Katarzyny Szymańskiéj, które, po krótkiem dobrem, ostatni nawet po dość długiem świetnem powodzeniu poszły drogą wszelkiego ciała.
Ale otóż stoimy przed Bazarem. Kiedy i w jakim celu powstał ten budynek, już ci wspominałem mówiąc o Marcinkowskim. Zaczęto go w trzydziestym ósmym roku, budowano przeszło dwa lata. Plany do niego i kosztorysy porobił jakiś budowniczy Niemiec, którego nazwiska nie pamiętam, kierował zaś całą budową, osobliwie ciesielską robotą, młody wówczas Antoni Krzyżanowski, pierwszy z Polaków, który się, za pruskich czasów, budownictwu poświęcił. W zewnętrznéj jego fizyonomii nie wiele co się zmieniło; w początkach jednak cała jego część dolna składała się z samych małych i niewygodnych kramików, chodziło bowiem o to, żeby jak największéj liczbie kupców pol-