Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwa graniczne i policyjne oraz olbrzymie rabaty księgarskie czyniły częstokroć przesyłkę niemożebną. Ztąd też drukowanie książki polskiéj było częstokroć spekulacyą in minus; nie odbierało to jednak Żupańskiemu odwagi, by, pro publico bono, wyrzucić nieraz znaczne pieniądze.
Na własne oczy widziałem w jego szopach i remizach te olbrzymie stosy druków, z którychby można silny wał forteczny zbudować, a które prawdopodobnie zbutwieją nietknięte lub rozprzedadzą się centnarami na makulaturę. Że więc w wielu razach Żupański, biorąc już na się stratę kosztów papieru i druku, nie dawał i dawać nie mógł wynagrodzeń autorom i kupować rękopisów za drogie pieniądze, nad tem dziwili się tylko ci, co opłakanych naszych stosunków księgarskich nie znają. A jednak płacił niektórym grubo, jak np. Kraszewskiemu, który w stosunkach pieniężnych bynajmniéj nie był wspaniałomyślnym, Polowi, który brał od wiersza dość znaczną cenę, i kilku innym, mianowicie z emigracyi, dla których honoraryum było sprawą żywotną. Przy téj sposobności mogę ci powiedzieć, co od Żupańskiego kilkakrotnie słyszałem, że Lelewel, mimo biedy, a raczéj dla dobrowolnéj biedy, w której żył, nie chciał nic brać za swoje dzieła.
Żupański jeździł do niego parę razy do Brukseli i z wielką trudnością zdołał go spowodować do przyjęcia wynagrodzeń, drobnych w stosunku do wartości naukowéj dzieł wydanych. Mówił do niego Lelewel, a miał po części słuszność: „Jakże mam brać od ciebie pieniądze, przecież wiem, że na sprzedaży tracisz.” Gdyby Żupański nie był miał pewnego zasobu po rodzicach odziedziczonego i nie był żył nadzwyczaj skromnie, nie byłby mógł pokryć tak ogromnych nakładów i przewyższyć, co do liczby dzieł wydanych, wszystkich wydawców