Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łatwy w pożyciu, rozmowny, wesoły i na wielkość nie chorował, jak często artyści. Mogę ci szczerze powiedzieć, panie Ludwiku, że fundusz był w nim dobry i zdolności istotnie nie małe i byłby mógł stanąć dość wysoko na świeczniku, lecz potrzeba było do tego gruntownego wykształcenia i wytrwałéj pracy, bo w naszych czasach poeta nie tylko się urodzić musi, ale i wyrobić.
Otóż podobno z prostego toru sprowadził go niechcący jenerał Morawski. Ryszard już jako tercyaner czy sekundaner leszczyńskiego gimnazyum zaczął pisać wierszyki; jenerał będąc w Luboni, w bliskości Leszna, miał sposobność poznania młodego poety i jego płodów; nie tylko go zachęcał, ale nadto pochwałami podniósł w opinii własnéj. Za przykładem jenerała poszli inni; młody i ładny chłopiec, otoczony aureolą poety, zaczął jeździć po wsiach, bywać w towarzystwach, pisać wiersze; przerwał się normalny bieg nauk, nie rozpoczęło się, mimo zwiedzenia uniwersytetu, żadne studyum fachowe w zaufaniu, że wszystko natchnienia i produkcya sił własnych zastąpi.
Nastały potem wypadki 46 i 48 roku, w które Ryszard Berwiński mocno wplątany przywykł bardziéj jeszcze do koczującego życia i gonienia za możebnościami i marzeniami. Posłował późniéj trochę na sejmie berlińskim i miał przez czas niejaki udział w redakcyi ówczesnéj „Gazety Polskiéj“, od któréj przeszedł nagle do założonego po niéj a raczej przeciw niéj przez Libelta „Dziennika Polskiego“, gdy zaś obadwa te pisma, skutkiem rozporządzeń rządowych, krótki swój żywot zakończyły, nie znalazłszy w ciężkich naszych stosunkach stałego stanowiska, opuścił Berwiński, po kilku latach daremnéj walki z losem, kraj ojczysty, w którym go publiczne i familijne klęski znękały, wstąpił do służby tu-