Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stancki cmentarz z czasów polskich. Mieścił on się na wysokim, obszernym pagórku, który, skoro tylko rozpoczęła się robota około warowni poznańskich, zniesiono najpierw równie jak wioskę Boninem zwaną, ciągnącą się na dalszych pagórkach nad rzeką, tam gdzie teraz jest główna cytadela, Kernwerkiem ochrzcona, ze swojemi stokami i zagajami. Pamiętam dobrze, gdy ów pagórek cmentarny skopywano i nieboszczyków z niego ruguwano. W niektórych miejscach prostopadle skopanych, trumny wyglądały, kości i czaszki sterczały z ziemi jak rodzynki i migdały z przekrajanéj baby. Wszystkie resztki nieboszczyków, co się tam znalazły, przewieziono do nowo założonego cmentarza przy Półwiejskiéj ulicy, zostawiono tu na pamiątkę tylko ten otóż grobowiec, krzewami zasłoniony, pani baronowéj Reibnitzowéj, która urodziła się, jak widzisz, jeszcze za króla Sasa, bo roku 1744, a umarła w dość późnym wieku, bo roku 1823, dawno po drugiéj okupacyi. O tych Reibnitzach słyszałem, że kiedyś byli spowinowaceni z niektóremi polsko-kalwińskiemi rodzinami. Mówiono mi także, iż na jednym z nagrobków zniesionego cmentarza był następujący pesymistyczny napis: Dubius vixi, incertus morior, Ens entium miserere mei!
Stoki pagórka ciągnące się na lewo od tego dyssydenckiego cmentarza, bezpośrednio po za teraźniejszym kościołem garnizonowym, oddano, po rozpoczęciu w téj stronie robót fortecznych, kościołowi farnemu, który tutaj urządził swój cmentarz parafialny. Pracą nad tem kierował pan Stanisław Kolanowski, ówczesny prowizor kościoła, dokonał zadania dwudziestego dziewiątego roku i sam spoczął tutaj, dwadzieścia siedem lat późniéj, obok żony i kilkorga dzieci, pod cieniem lip i kasztanów, które sam sadził.