Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaś uwierzytelniony odpis takiego dokumentu dostatecznym był dowodem, że jegomość sroce z pod ogona nie wypadł. I szły tak rzeczy dość długo, ale krótko po śmierci Zdanowskiego, odkrył Przyborowski, teraz profesor uniwersytetu warszawskiego, wtenczas młody nauczyciel przy gimnazyum Maryi Magdaleny, pracując w archiwum, że jakiś dokument, tyczący się Szkota Skena, jest podrobiony. Uddzielił o tem wiadomości niewiem już komu, ale rzecz doszła do sądu. Ustanowiono komisyę celem sprawdzenia tego, do której należeli, między innymi, sędzia Motty i pan Józef Lekszycki i okazało się niewątpliwie, iż mnóstwo generosów jest sfabrykowanych za pomocą polanego kawą grubego papieru, pisma dość zręcznie bladym nakreślonego atramentem i zachowanych wiernie zwrotów starych formułek sądowych.
O panu Gregorze Krauthoferze i Janeckim powiem ci późniéj to i owo, gdy się sposobność nastręczy, a teraz, po téj adwokackiéj wycieczce, którą mi dom Gierscha i mieszkanie Sobeskiego nastręczyły, czas nam ruszyć z miejsca, panie Ludwiku, chociaż mało ci tu już mam do powiedzenia. Idąc daléj, ku poczcie, nie mogę pominąć fotograficznego zakładu Engelmanna, nie tego jednak, który teraz widzisz w owym domu o słupach, lecz jego skromnych początków, które się rozwijały na podwórzu téj małéj jednopiętrowéj kamieniczki, przytykającéj do cukierni Beelego. Pamiętam dobrze jak powszechne wzbudziło zdziwienie i niedowierzanie, gdy w pismach francuzkich wyczytano, że jakiś fizyk Daguerre przymusił słońce do rysowania. Pierwszy taki słoneczny rysunek na blaszce srebrem pociąganéj, zwany wtenczas dagerotypem, pojawił się w Poznaniu zimą czterdziestego pierwszego roku u Konstantego Żupańskiego, który go z Paryża sprowadził. Był to widok Luwru, bardzo niewyraźny, musiałem go bowiem kręcić na różne strony