Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i miła osobistość, widoczne z rozmowy dobroć i rozsądek pozostały mi w pamięci.
Za czasów Józefa Morawskiego, następcy Kurcewskiego, było tu znów dużo życia w pokojach na pierwszem piętrze, bo i dyrektor i jego zacna małżonka należeli, przez związki familijne, przez rozległe stosunki przyjaźni i znajomości w wyższych kołach towarzyskich Księstwa i innych części Polski, przez rzadkie przymioty serca i umysłu i szacunek powszechny, który ich otaczał, do najwybitniejszych osobistości naszego społeczeństwa. Dom ich w Poznaniu był znów, czego już teraz od dawna nie mamy, przez lat kilkanaście ogniskiem towarzystwa polskiego, bo niemal każdy z ziomków, bawiący w mieście lub przejeżdżający, poczytywał sobie za obowiązek odwiedzić państwa Morawskich.
Częste u nich większe lub mniejsze zebrania nie miały wprawdzie cechy wyłącznéj, bo każdego przyzwoitego człowieka mile przyjmowano, lecz w ogóle odcień był nie ten sam, co za czasów dyrektora Jarochowskiego, bardziéj pańsko - katolicki, w naturalnem następstwie przekonań i stosunków samegoż gospodarstwa, które jednak, do bliższéj z niem styczności przypuszczone osoby bez uprzedzeń oceniwszy, nie robiąc żadnéj między niemi różnicy, szczerą życzliwością obdarzało. Więcéj ci tu o państwie Morawskich mówić nie będę, gdyż żyją oboje, a nawet pan Józef cieszy się tą samą czerstwością ciała, tą samą żywością i bystrością umysłu, co przed czterdziestu laty. Był on, jak ci wspomniałem, ostatnim dyrektorem Ziemstwa, Polakiem, i przewodniczył rozwiązaniu tego przez Polaków zarządzanego zakładu prowincyalnego, który żywot wzorowo, bez krzywdy czyjéjkolwiek zakończył, zwróciwszy rządowi milion z góry zaliczony, a participantom piętnaście procent od zaciągnię-