Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mierze, osobliwie w sprawozdaniach posłów i rezydentów.
Chociaż, dzięki bajecznéj niemal pamięci dat, nazwisk i faktów, mnóstwo rzeczy wiedział z historyi Niemiec, Francyi i Rosyi, a dzieje narodu swego, który kochał z całego serca, znał szczegółowo od początku do końca, to jednakże ulubioną jego, jak to mówią, specyalnością był wiek osiemnasty, osobliwie panowanie Sasów, a przy tem też powstanie listopadowe. Kilka razy miałem sposobność przysłuchiwania się jego rozmowie o wypadkach wojennych i politycznych trzydziestego pierwszego roku z takimi, którzy w nich udział mieli, a powiadam ci, panie Ludwiku, że, ku mojemu zdziwieniu, sypały mu się jak z miecha fakta, osoby, nazwiska, dnie, miejsca, pułki, szwadrony itd., jak gdyby sam był patrzał na wszystko; a przecież wtenczas go jeszcze w powijaku noszono, bo się dwudziestego dziewiątego roku rodził.
To upodobanie do epoki listopadowéj czerpał głównie z domowéj tradycyi, zwłaszcza iż ojciec jego odbył ową wojnę jako oficer i adjutant jenerała Łubieńskiego, a żył potem i przestawał niemal tylko z takimi, co razem z nim za wolność narodu walczyli — i to upodobanie zapewne zrobiło go zwolennikiem dziejopisarza téj epoki, Mierosławskiego, do którego zapalonych, a u nas nadzwyczaj rzadkich, obrońców należał.
Co do jego znajomości osiemnastego wieku i rządów saskich, w których mu żaden z naszych historyków nie dorównał, bo ich żaden tak gruntownie i źródłowo nie badał, świadczy większa część dzieł po nim pozostałych. Nie będę ci tutaj wszystkich przytaczał, panie Ludwiku, ni ich też oceniał, bo nie jestem bibliografem ani recenzentem, prawię tylko, co mi właśnie miejsce gdzie stoimy przypomina; zresztą sam je może lepiéj znasz odemnie,