Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na dół, lub całemi dniami siedział pod kasztanami na ławkach miejskich, ściągając haracz od przechodzących dawniejszych amikusów lub znajomych i myśląc sobie zapewne: „pomagali w rozpuście, niech pomogą w biedzie!”
Podobnie poszło i drugiemu, którego obdarzono powszechnie tytułem i imieniem tego, co pod Lipskiem zginął; dla niego także minęły prędko piękne dni Aranhuesu“, a po nich nastąpił wielki post, który nie wiem gdzie i jak się skończył. Obadwa biedaki już dawno pomarli w zupełnem zapomnieniu, nie doczekawszy się późniejszego wieku. Z gospodarzem hotelu co się zaś stało, z pewnością powiedzieć ci nie umiem, słyszałem jednak, że i jemu wesołe przez lat kilka reduty nie bardzo posłużyły, bo hotel zwinął i dom sprzedał.
Tuż za owym domem widzisz budynek dawniejszego Ziemstwa czyli, jak zwyczajnie mówią, starą landszaftę. Tymczasem, historycznie rzeczy biorąc, jest ona raczéj średnią; stara bowiem, najpierwsza z rzędu, była przy Wrocławskiéj ulicy; mało zaprawdę takich w Poznaniu, co ją pamiętają. Byłem już wyszedł ze szkół, gdy tę tutaj budował Antoni Krzyżanowski roku trzydziestego siódmego, na miejscu, gdzie stał dawniéj długi, niski parterowy domek, pobielany i gontami kryty, z dość dużym ogrodem z tyłu, płotem i topolami z przodu. Teraz, panie Ludwiku, przechodzimy obojętnie koło owéj kamienicy; zmieniła całkiem mieszkańców i inne ma przeznaczenie. Mieszczą się w niéj, ile wiem, rozmaite biura administracyi prowincyalnéj, a duszy polskiéj tam zapewne nie znajdziesz, zwłaszcza przy teraźniejszem chorobliwem ostracyzowaniu wszystkiego, co nie czci Odina i nie pochodzi od Teuta. Tak samo ma się rzecz w teraźniejszem ziemstwie, na-