Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozostał w Poznaniu, wreszcie wyniósł się z żoną i małym synkiem, ale jakie były jego dalsze losy, tego ci powiedzieć nie umiem, wszakże nie mylę się pewnie przypuszczając, że ten pan Naganowski, który tak chwalebne i czynne zajmuje teraz stanowisko w Anglii, opiekując się wychodźcami naszymi i sprawą polską, a którego sprawozdania i odezwy dość często w dziennikach naszych czytać możesz, jest owym synkiem księgarza Naganowskiego, znanym mi, gdy z torbą na plecach chodził tutaj do seksty szkoły realnéj.
O następującéj balkonowéj kamienicy, gdzie się odegrała tragedya ze starą Mendelsonową, już ci poprzednio mówiłem; nadmieniam tylko dodatkiem, iż, przybywszy do Poznania na Wielkanoc 48 roku, kiedy jeszcze niezupełnie była wykończona, zastałem tam mieszkających, na pierwszem piętrze dr. Teofila Mateckiego, a na drugiem dr. Hipolita Cegielskiego, o których w dalszéj podróży naszéj nieco obszerniéj ci opowiem; tu zaś dodam, że na owem drugiem piętrze, dwa dni przed moim przyjazdem, powstała, skutkiem marcowych rozruchów w Poznaniu, „Gazeta Polska“. Założył ją Cegielski, jak ci już powiedziałem, który, choć od półtora roku był kupcem, porwany ogarniającym wtenczas wszystkich marcowym zapałem, nie mógł przenieść na sobie biernego całkiem przypatrywania się wypadkom. Pierwszy artykuł wstępny, ile pamiętam, trochę ogólnikowo napuszysty, napisał Słomczewski, uchodzący wtenczas za głębokiego polityka skrajno - demokratycznego nastroju; resztę zaś numeru częścią Cegielski, częścią kto właśnie przyszedł do niego i miał ochotę. Tak szło tydzień i dłużéj; właściwéj i pewnéj redakcyi w tych pierwszych dniach nie było; pisali ochotnicy. Cegielski mógł się temu dorywczo tylko oddawać, związany innemi sprawami, które ciągle jego obecności w handlu wymagały,