Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na Raczyńskich kurlandzkich czy inflantskich, zupełnych Niemców.
Co się tyczy nabywcy niedoszłéj galeryi, Myliusa, który też zniknął już z widnokręgu poznańskiego, mogę ci powiedzieć, że miał, jako początkowy oberżysta, hotel przy Taubenstrasse w Berlinie, gdzie uchodził, czterdziestego szóstego roku i następujących, za wielkiego przyjaciela Polaków. Dla tego też hotel jego w owych latach, a szczególnie podczas procesu w Moabicie, pełen był zawsze gości z naszych stron. Ja sam stanąłem tam pewnego razu i zastałem liczne towarzystwo polskie. Późniéj, w Poznaniu, sympatye jego, zdaje się, ostygły, przynajmniéj nigdy tutaj o nich nie słyszałem.
W domu tuż za tym hotelem mieściła się na dole, zaraz po roku piędziesiątym, pierwsza księgarnia katolicka. Założył ją jeden z Łubieńskich z Królestwa pochodzących; imienia jego już nie pamiętam, zwłaszcza, iż bliżéj go nie znałem, widując prawie tylko w kościele Farnym, dokąd z młodą żoną bardzo często chodził; wielką pobożność można mu było już z miny i postawy wyczytać. W księgarni dość skromnéj, zaopatrzonéj głównie w wydania treści religijnéj i książki francuzkie, nigdy się z nim nie spotkałem, chociaż przechodząc nieraz do niéj wstąpiłem, znając jéj zarządzcę, Naganowskiego. Był to młody człowiek, bardzo przyzwoity i dobrego chowu, który, przybywszy z Prus czy z Królestwa, prędko się w Poznaniu zaaklimatyzował i powszechnie był lubiony. Owa księgarnia katolicka krótki miała żywot, trwała dwa lub trzy lata; odbyt nie był świetny, na funduszach do przedsięwzięcia w szerszych rozmiarach pewnie zbywało; pan Łubieński w mieście nie siedział, tylko jeździł po świecie i widział się wreszcie zmuszonym, z dość znaczną stratą, jak słyszałem, zwinąć interes. Naganowski jeszcze czas niejaki