Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szła druga i trzecia, zaczęli się koło nich ludzie gromadzić, powstały tłumy, dziwy i krzyki, że się Pan Jezus objawił na murze. Widziano cierniową koronę, oczy, twarz całą, ręce, nogi a nawet i gwoździe. Tłumy musiała nareszcie policya rozpędzić, bo zawaliły cały koniec Wodnéj i Jezuickiéj ulicy, ale ponieważ wieść rozeszła się po całem mieście i populus był rozciekawiony, przeto powtarzały się dziwy, zbiegowiska i harce z policyą przez kilkanaście wieczorów, dopóki owéj plamy nie zamalowano. Podobne oszołomonienie gawiedzi zdarzyło mi się widzieć już przedtem na innem miejscu w Poznaniu. Trzydziestego pierwszego roku, podczas trwającéj jeszcze rewolucyi w Królestwie, przechodził jakiś ktoś przez Nowy Rynek, a spojrzawszy przypadkiem na krzyż u szczytu farnéj wieży, uwidział sobie, że ów krzyż się obrócił. Za jego przykładem stanęli inni, którym spostrzeżenia swego udzielił; każdy potwierdził i każdy się dziwił. Wnet Nowy Rynek napełnił się ludźmi, a w mniemanym zwrocie krzyża ku Warszawie upatrywano cud i przepowiednię szczęśliwéj wojny dla naszych.
Dom Powelskiego jest tuż przy rogu Nowéj ulicy i należy teraz do pana Krysiewicza, który, odebrawszy go w sukcesyi, obdarzył go świeżą sukienką.
W bezpośredniem jego sąsiedztwie była najdawniejsza księgarnia polska, którą sobie jak przez sen przypominam, bo raz jeden w niéj byłem z ojcem jako dzieciak, żywot zaś miała krótki. Założył ją i dzierżył przez czas niejakiś Tomasz Szumski, nauczyciel gimnazyalny i autor dzieł kilku, wtedy powszechnie znanych, których teraz nikt nawet w antykwarni nie znajdzie. Byłem jego uczniem i zresztą poza szkołą dość często go widywałem, gdyż rodziców moich nie rzadko odwiedzał.