Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zakończę teraz kronikę pamiętnych dla mnie obiadów na sali bazarowéj wspomnieniem świetnéj uczty, którą wyprawiono profesorem krakowskim, Tarnowskiemu i Bobrzyńskiemu, odwdzięczając im się za szlachetne uczucia solidarności narodowéj, które okazali przybywając do Poznania, aby wesprzeć nasze dobroczynne zakłady szeregiem pięknych formą i zajmujących treścią prelekcyi. Podobny akt dziękczynny za tegoż samego rodzaju przysługę, którym uczczono Deotymę na sali hotelu francuzkiego, dał nam pożądaną sposobność podziwiania jéj talentu improwizatorskiego.
Chociaż sala bazarowa od samego początku była miejscem różnego rodzaju zgromadzeń wyłącznie niemal polskich, zdarzało się dawniéj, że i inne nacye zbierały się na niéj. Przyciągała je tak obszerność lokalu, jak głównie może zalety bazarowéj kuchni. Oficerowie pruscy obchodzili tutaj nieraz, nawet jeszcze po siedemdziesiątym roku, okolicznościowe uczty, a bogaci żydzi dość często wyprawiali wesela swych córek, przyczem zwykle koszerne mistrzynie w bazarowych kuchniach réj wodziły. Mało ciekawym jestem z natury, ale mnie pewnego razu Magnuszewicz wciągnął na chórek, abym się niespostrzeżony przypatrzył takiemu weselu. Towarzystwo było przyzwoite, stroje pięknych córek Sionu świetne; ale co mnie bardzo ucieszyło, to niespodziana całkiem okoliczność. Otóż młodożeniec i jego rodzina byli z Warszawy, rozmawiali między sobą i z gośćmi tylko po polsku, a nawet przemowa, w któréj dziękowano rodzicom za pannę młodą, była polska i udatnie wypowiedziana.
Jeszcze jeden wreszcie dość ciekawy, bo międzynarodowy obiad pamiętam tu w Bazarze. Przypomniało się kilku Niemcom i żydom, dawniejszym uczniom szkoły realnéj, że na dzień 15 października 1878 roku przypa-