Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

frejburgskiem swem wygnaniu, w niedostatku i kłopotach, tem większych, iż się wcześnie ożenił z biedną jakąś Niemeczką. Około sześćdziesiątego roku próbował szczęścia w Paryżu, gdzie miał nadzieję stworzenia sobie jakiegoś stanowiska, lecz gdzie także nadaremnie z prelekcyami występował. Zakończył wreszcie ciężki swój żywot, jak mi się zdaje, sześćdziesiątego dziewiątego roku.
Szczęśliwiéj niż Trentowskiemu powiodło się innym z odczytami; słyszałem ich tu wielu na bazarowéj sali, swojskich i przyjezdnych, których chwytały do tego zacięgu najczęściéj panie opiekunki Towarzystwa św. Wincentego, chociaż takie uczone rzeczy nie są najskuteczniejszą szrubą do wyciskania pieniędzy. Aby słuchać swojskich, tak starych jako i młodych (a między tymi ostatnimi odznaczyli się szczególnie Józef Kościelski, Adam Sierakowski i niepospolicie utalentowany a zawcześnie zgasły dr. Warnka) zgromadzano się niezbyt skwapliwie i niezbyt licznie; więcej daleko wzbudzały ciekawości i ściągały o wiele większe tudotąd tłumy gościnne występy przyjezdnych, między którymi wymienię ci profesorów krakowskich: Tarnowskiego, Bobrzyńskiego, Morawskiego, daléj Duchińskiego, Sienkiewicza Parczewskiego z Kalisza i Deotymę. Od lat kilku o prelekcyach nie ma już mowy, bo i możebnych prelegentów mało znam w mieście i tego rodzaju rozrywki, jak ci już dałem do zrozumienia, nie cieszą się u nas nadzwyczajną wziętością. Panów, z małym wyjątkiem, one mniéj więcéj serdecznie nudzą; żeby to jeszcze można na nich cygarko zapalić i mieć przed sobą kufelek! a panie i panny idą dla przyzwoitości, lub żeby się też znowu ludziom trochę przypatrzyć.
Wiele lepiéj udają się uroczyste obiady, a takich tu na bazarowéj sali pamiętam nie mało. W jednym