Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjrzał bliżej, rozczarowałbyś się. Nie, raczej przy bufecie, nie dalej niż dwa miesiące temu, ujrzałbyś istne cudo: dryblas dwa metry wzrostu, skóra idealna i przytem lubił te rzeczy. Ale wyjechał do Polski.
— A, to trochę daleko.
— Kto wie, wróci może. Zawsze się można spotkać w życiu.
Każda światowa feta, o ile wziąć jej przekrój dostatecznie głęboko, podobna jest do owych zabaw, na które lekarze zapraszają pacjentów; tacy chorzy mówią rzeczy bardzo rozsądne, mają wzorowe maniery i niczem nie zdradziliby że są warjaci, gdyby któryś nie szepnął wam do ucha, pokazując starszego pana: „O, idzie Joanna d’Arc“.
— Uważam, że byłoby naszym obowiązkiem oświecić Morela — rzekła pani Verdurin do Brichota. Nie abym chciała robić coś przeciwko Charlusowi, przeciwnie. Jest bardzo miły, a co się tyczy jego reputacji, przyzna pan, że nie jest z rodzaju któryby mi mógł zaszkodzić! Powiem nawet, że ja, która w naszej paczce, na obiadach gdzie się rozmawia, nie cierpię flirtów, mężczyzn prawiących w kącie bzdury kobiecie zamiast poruszać zajmujące tematy, z Charlusem nie potrzebowałam się obawiać tego co mi się zdarzyło ze Swannem, z Elstirem, z tyloma innymi. Z nim byłam spokojna, przychodził na obiady, i gdyby nawet spotkał u mnie wszystkie kobiety świata, miałam pewność, że