Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wia. Dodam, że byłoby grubą nieprzyzwoitością na fetę, którą raczę urządzić u pani Verdurin, wprowadzać osobę, nie bez powodu wykluczoną z mojego towarzystwa, gęś bez urodzenia, bez lojalności, bez inteligencji, natyle niepoczytalną aby sobie wyobrażać, że może grać diuszessy i pryncessy de Guermantes — połączenie, będące samo w sobie głupstwem, skoro księżna Marja i księżna Oriana stanowią właśnie dwa przeciwne bieguny. To tak jakby aktorka miała pretensję być równocześnie panną Reichenberg i Sarą Bernhardt. W każdym razie, nawet gdyby to nie było absolutnie sprzeczne, byłoby głęboko komiczne. To, że ja mogę — ja — uśmiechać się czasem z przesady jednej a martwić się ograniczeniem drugiej, to moje prawo. Ale ta mieszczańska żaba, nadymająca się aby dorównać dwom wielkim damom, które bądź jak bądź błyszczą zawsze nieporównaną dystynkcją rasy, to, jak to mówią, końby się uśmiał. Imćpani Molé! Proszę już nie wspominać tego nazwiska, albo nie pozostaje mi już nic, jak tylko się usunąć — dodał z uśmiechem, tonem lekarza, który, pragnąc dobra pacjenta wbrew jemu samemu, nie pozwoli sobie narzucić konsylium z homeopatą.
Z drugiej strony, niektóre osoby, uznane za „nicość“ przez pana de Charlus, mogły być w istocie nicością dla niego, ale nie dla pani Verdurin. Przy swojem urodzeniu, p. de Charlus mógł się obejść bez ludzi najwytworniejszych, których obecność