Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Guermantów, skłonnej wymagać od rozmowy, od przyjaźni, tego czego one nie mogą dać — z dodatkiem znamiennego lęku przed obmową. A upadek był tem głębszy im łaska była większa. Otóż nikt nie cieszył się u barona łaską równą tej, jaką ostentacyjnie okazywał hrabinie Molé. Przez jakiż niedostatek gorliwości hrabina dowiodła pewnego dnia, że jest tej łaski niegodna? Nigdy nie mogła tego odgadnąć. Faktem jest, że samo jej nazwisko budziło furję barona, jego najwymowniejsze i najzjadliwsze filipiki. Pani Verdurin, dla której pani Molé była bardzo uprzejma i która, jak to ujrzymy, podkładała w niej wielkie nadzieje, cieszyła się z góry myślą, że hrabina spotka u niej ludzi najlepiej urodzonych z całej — jak mówiła pryncypałka — „Francji i Nawary“; zaproponowała też natychmiast, żeby zaprosić „panią de Molé“.
— Och, mój Boże, rozumiem wszystkie gusty — odparł p. de Charlus — i jeżeli pani lubi pogwarzyć z panią Puszczalską, z panią Bajdalską, albo z panią Prudhomme, nie mam nic przeciwko temu; ale niech to się stanie w dniu. kiedy mnie nie będzie. Widzę od pierwszych słów, że nie mówimy wspólnym językiem, skoro ja pani wymieniam nazwiska arystokratyczne, a pani mi cytuje najobskurniejszych parweniuszów, łyków, krętaczy i plotkarzy! damulki, uważające się za protektorki sztuki dlatego że małpują wzięcie mojej bratowej Guermantes, nakształt sroki, która myśli że udaje pa-