Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za pierwszym razem u pani Verdurin rozróżniłem ale ich nie rozpoznałem, utożsamiały mi się teraz z frazami z innych dzieł, naprzykład z Warjacyj na organy. Fraza ta, u pani Verdurin, przeszła niepostrzeżona przeze mnie w septecie, gdzie jednak, niby święta, która zstąpiła ze stopni sanktuarjum, znalazła się wmieszana między domowe wróżki muzyka. Z drugiej strony, inna fraza, która mi się niegdyś wydala zbyt mało melodyjna, zbyt mechaniczna w rozkołysanym rytmie radości południowych dzwonów, stała mi się teraz najmilszą, czy że się przyzwyczaiłem do jej brzydoty, czy że odkryłem jej piękno. Tę reakcję po zawodzie, jaki zrazu sprawiają arcydzieła, można przypisać osłabnięciu pierwotnego wrażenia, lub wysiłkowi potrzebnemu do wydobycia prawdy. Dwie hipotezy, wciąż się nastręczające dla wszystkich ważnych zagadnień: realności Sztuki, Wieczności duszy; trzeba wybrać między niemi; w muzyce Vinteuila wybór ten nastręczał się co chwila w wielu postaciach. Ta muzyka zdawała mi się naprzykład czemś prawdziwszem niż wszystkie znane mi książki. Chwilami myślałem, że to pochodzi stąd, iż skoro to, co odczuwamy jako życie, nie objawia się nam w postaci idej, wykład literacki — to znaczy intelektualny — tych odczuć, zdając z nich sprawę, tłumaczy je, analizuje, ale nie oddaje ich jak muzyka, w której dźwięki przybierają akcent jakiejś istoty, odtwarzają niejako owo wewnętrzne