Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wolnie wyłączyła Combray, tak bliskie Montjouvain. Toteż często prosiłem Albertynę żeby mi grała utwory Vinteuila i nie czułem przy tem bólu. Jeden jedyny raz muzyka Vinteuila stała się dla mnie pośrednio powodem zazdrości. W istocie, Albertyna, wiedząc żem słyszał utwór Vinteuila w wykonaniu Morela u pani Verdurin, wyraziła pewnego wieczora chęć usłyszenia i poznania Morela. Było to rychło potem, jak się dowiedziałem o istnieniu listu Lei, mimowoli przejętego przez pana de Charlus. Zastanawiałem się, czy Lea nie opowiadała Albertynie o Morelu. Słowa „świnko, perwersiaczko“ przypominały mi się ze zgrozą. Ale właśnie dlatego, że w ten sposób utwór Vinteuila kojarzył się boleśnie już nie z panną Vinteuil i jej przyjaciółką ale z Leą, odkąd spowodowany przez Leę ból się uśmierzył, mogłem słuchać spokojnie tej muzyki; jedna choroba wyleczyła mnie z możliwości innych. I pewne frazy Vinteuila, frazy niespostrzeżone u pani Verdurin, wówczas będące niby ciemne i niewyraźne poczwarki, stawały się olśniewającą architekturą; niektóre z nich stawały mi się bliskie i to takie, które ledwie rozróżniłem zrazu, które w najlepszym razie wydały mi się brzydkie. Nie przyszłoby mi na myśl, że są jak owi ludzie antypatyczni z pierwszego wejrzenia, a których dopiero z czasem poznaje się naprawdę, takimi jak są. Między temi stanami zachodziło istotne przeobrażenie. Z drugiej strony, frazy, które