Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez fragmentarycznie wskrzeszone materje dogaress skojarzyć wspaniałość krajobrazu z kłębieniem się życia.
Raz czy dwa chciałem w tym przedmiocie poradzić się pani de Guermantes. Ale księżna nie lubiła toalet będących kostjumem. Jej samej, mimo że miała takie suknie, w niczem nie było tak do twarzy, jak w czarnym aksamicie, z brylantami. W zakresie sukien Fortuny’ego nie była najlepszą doradczynią. Zresztą bałem się, że gdybym jej poprosił o radę, wydawałoby się że chodzę do niej jedynie wtedy, kiedy jej przypadkiem potrzebuję, podczas gdy oddawna uchylałem się kilka razy na tydzień od jej zaproszeń.
Nietylko zresztą od księżnej otrzymywałem je w takiej obfitości. Z pewnością, ona i liczne panie były zawsze dla mnie bardzo uprzejme. Ale moje odcięcie się zdziesięciokrotniło z pewnością tę uprzejmość. Zdaje się, że w życiu światowem, błahem odbiciu spraw miłości, aby być pożądanym, najlepszym sposobem jest umykać się. Jakiś mężczyzna oblicza wszystkie korzystne szczegóły, jakiemi może olśnić kobietę, przebiera się bez końca, wdzięczy się, i nie uzyska od niej nic z owych względów, jakie ma dlań inna, zdradzana przez niego, którą przykuł do siebie na zawsze, mimo że się jej pokazuje nieumyty i bez żadnej kokieterji. Tak samo, gdyby ktoś ubolewał, że nie jest dość