Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi zdrowie moralne, pozwalał się wieść memu pragnieniu, w zamian za to, w tem co się tyczyło panny Vinteuil, zboczeń Albertyny, jej głodu innego życia, jej projektu zerwania, będących niby wnioskiem wysnutym z jej zboczeń, instynkt mój, pędząc mnie w chorobę, mógł się dać omylić zazdrości. Chyba że się wogóle przyjmie, iż prawdę można znać jedynie w drodze przeczucia, telepatji? Zresztą owo jej odcięcie od świata — które Albertyna siliła się tak przemyślnie uczynić absolutnem — owo odcięcie, kojąc moją mękę, stłumiło stopniowo podejrzliwość, i kiedy wieczór znów sprowadzał udręki, mogłem znaleźć w obecności Albertyny ukojenie pierwszych dni. Siedząc przy łóżku, mówiła ze mną o nowej sukni lub o jakimś przedmiocie, darach któremi wciąż ją obsypywałem, aby jej uczynić życie milszem a więzienie ładniejszem. Zrazu Albertyna myślała tylko o strojach i meblach. Teraz interesowały ją srebra. Toteż wypytywałem się pana de Charlus o stare francuskie srebro, a to dlatego, że kiedyśmy robili projekt posiadania jachtu — projekt uznany za nieosiągalny przez Albertynę, a także przezemnie, ilekroć, każąc mi wierzyć w cnotę Albertyny, moja słabnąca zazdrość nie dławiła już innych pragnień, w których ona nie miała miejsca, a których zaspokojenie wymagało również pieniędzy — poprosiliśmy na wszelki wypadek — i bez wiary Albertyny w to żebyśmy mieli kiedy jacht — Elstira o rady.