Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy których się bałem, mianowicie że któregoś dnia Franciszka nie zdoła się powstrzymać, będzie niegrzeczna dla Albertyny i że to zamąci nasze życie. Franciszka nie była już wówczas w tym wieku, aby mogła znieść mężnie zazdrość, jak w epoce gdy tak cierpiała widząc że ciocia Leonja faworyzuje Eulalję. Ta zazdrość zmieniała, paraliżowała twarz naszej służącej do tego stopnia, że chwilami zastanawiałem się, czy Franciszka naskutek jakiegoś wybuchu furji nie miała, bez mojej wiedzy, lekkiego ataku apopleksji.
Zaleciwszy aby nie mącono snu Albertyny, sam nie mogłem zasnąć. Próbowałem zrozumieć, jaki jest prawdziwy stan jej ducha. Czy moja smutna komedja uchroniła mnie od prawdziwego niebezpieczeństwa; czy, mimo iż Albertyna twierdziła, że się czuje u mnie tak szczęśliwa, w rzeczywistości myślała chwilami o odzyskaniu wolności, czy też, przeciwnie, należało wierzyć jej słowom?
Która z dwóch hipotez była prawdą? O ile mi się zdarzało często, o ile miało mi się zwłaszcza zdarzyć, że kiedym próbował zrozumieć historyczny wypadek, powiększałem jakieś wydarzenie mego minionego życia do wymiarów historji, tego rana naodwrót nie przestałem zestawiać naszej wczorajszej sceny z pewnym dyplomatycznym faktem, który właśnie zaszedł. W ten sposób, mimo wszystkich różnic, starałem się zrozumieć jej