Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Patrzcie go! towarzystwo kuzynki, jakie to niewinne! — rzekł p. de Charlus do Brichota. I zwracając się znów do mnie, dodał: — Ależ my nie żądamy rachunku z tego co robisz, moje dziecię. Wolno ci robić to, co cię bawi. Żałujemy jedynie, że nie mamy w tem udziału. Zresztą ma pan wyborny gust, urocza jest pańska kuzynka, niech się pan spyta Brichota, zaprószył nią sobie głowę w Doville. Będzie nam jej brakowało dzisiaj. Ale możeś pan dobrze zrobił, żeś jej nie przyprowadził. To cudowna rzecz ta muzyka Vinteuila. Ale dowiedziałem się, że ma tu być córka autora i jej przyjaciółka, osoby o straszliwej reputacji. To zawsze kłopotliwe dla młodej panienki. Będą tutaj, chyba że nie mogły przyjechać. Miały być już popołudniu na małej domowej próbie, którą pani Verdurin urządziła i na którą zaprosiła samych nudziarzy, rodzinę, ludzi których nie chcieliśmy mieć wieczorem. Otóż dopiero co przed obiadem Charlie powiedział nam, że to co nazywamy, „obie panny Vinteuil“, oczekiwane niezawodnie, nie przybyły.
Mimo straszliwego bólu jaki uczułem zestawiając nagle ze skutkiem (wyłącznie znanym mi wprzódy) odkrytą wreszcie przyczynę projektów Albertyny, mianowicie zapowiedzianą (ale nieznaną mi) obecność panny Vinteuil i jej, przyjaciółki, zachowałem na tyle rozeznania, aby zanotować, że p. de Charlus, który oświadczył przed paru minuta-