Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

współpracować w pewnym sensie ze mną, pomóc mi rozwinąć podwójny talent, muzyka i pisarza, zdolny kiedyś uróść do miary jakiegoś Berlioza. Pan wie, ci Wielcy mają często co innego na głowie, łykają kadzidła, mało czem się interesują poza sobą. Ale Bergotte, który był naprawdę prosty i usłużny, przyrzekł mi umieścić w „Gaulois“, czy nie wiem już gdzie, te felietoniki pół humorysty pół muzyka. To co teraz pisze, jest równie niepospolite, i doprawdy bardzo rad jestem, że Charlie przydaje do swoich skrzypiec ten strzępek pióra Ingres’a. Sam wiem, że kiedy chodzi o niego, łatwo przesadzam, jak wszystkie stare mamy z konserwatorjum. Jakto, mój chłopcze, nie wiedziałeś tego? To chyba mnie nie znasz z tej strony, od strony entuzjazmu. Wyczekuję godzinami u drzwi komisji egzaminacyjnej. Bawię się jak królowa. Co się tyczy prozy Charlie, Bergotte upewniał mnie, że to jest naprawdę bardzo bardzo.
P. de Charlus, który znał Bergotte’a oddawna przez Swanna, był w istocie u niego na kilka dni przed śmiercią pisarza z prośbą aby wyrobił Morelowi rubrykę w dzienniku dla jego wpół-humorystycznych felietoników o muzyce. Idąc, miał p. de Charlus trochę wyrzutów sumienia, bo będąc wielkim wielbicielem Bergotte’a, uprzytomnił sobie, że nigdy nie był tam dla niego samego, ale poto aby, dzięki wpół-intelektualnemu wpół-socjalnemu uznaniu jakiego zażywał w oczach pisarza, wy-