Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzruszeń, jakich miała kosztować rozmawiając ze skrzypkiem, a potem, kiedy on już odejdzie, każąc sobie ściśle zdać sprawę z djalogu między nim a mężem. I kiedy ona nie przestawała powtarzać: „Ale co oni mogą robić; mam choć nadzieję, że August, skoro go trzyma tak długo, zdołał go przekonać“, p. Verdurin wrócił z Morelem, wyraźnie bardzo wzruszanym:
— Pan Morel chciałby cię poprosić o radę rzekł Verdurin do żony, z miną człowieka, który nie wie, czy ta prośba będzie wysłuchana.
Zamiast odpowiedzieć mężowi, pani Verdurin, poniesiona zapałem, zwróciła się do Morela.
— Jestem absolutnie tego samego zdania co mąż; uważam, że pan nie może tego tolerować dłużej — wykrzyknęła gwałtownie, zapominając o czczej fikcji, umówionej między nią a mężem, mianowicie że ona nie ma wiedzieć o czem Verdurin mówił ze skrzypkiem.
— Jakto? Co tolerować? — wybąkał Verdurin, który starał się udać zdziwienie i silił się bronić swego kłamstwa z niezręcznością tłumaczącą się zmieszaniem.
— Zgadłam, o czem z nim mówiłeś — odparła pani Verdurin, nie troszcząc się o prawdopodobieństwo i mało dbając o to, co później, przypominając sobie tę scenę, skrzypek mógłby pomyśleć o prawdomówności pryncypałki. — Nie — podjęła — uważam, że pan nie powinien cierpieć dłużej tej ha-