Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko to są źródła optymizmu — rzekł naiwnie baron w szacowaniu liczby. Ale prawdziwem źródłem olbrzymiej różnicy między obliczeniami profanów a obliczeniami świadomych rzeczy, jest tajemnica, jaką ci otaczają swoje postępki, aby je ukryć tamtym. A tamci, pozbawieni wszelkich środków informacji, byliby dosłownie zdumieni, gdyby się dowiedzieli bodaj ćwierci prawdy...
— Zatem nasza epoka wraca do Greków — rzekł Brichot.
— Jakto do Greków? Pan sobie wyobraża, że to nie trwało potem? Spójrz za Ludwika XIV: młody Vermandois, Molier, książę Ludwik badeński, Brunszwik, Charolais, Boufflers, wielki Kondeusz, książę de Brissac...
— Hola! baronie: wiedziałem o Monsieur, wiedziałem o Brissacu z Saint-Simona; Vendôme oczywiście, zresztą wielu innych. Ale ta stara kanalja Saint-Simon często wspomina o wielkim Kondeuszu i o Ludwiku badeńskim i nigdy tego nie mówi.
— To fatalne, że ja muszę uczyć historji profesora Sorbony. Ależ, drogi profesorze, pan jesteś ciemny jak tabaka w rogu.
— Nasz baron jest surowy, ale sprawiedliwy. A teraz, zrobię panu przyjemność: przypomniałem sobie w tej chwili piosenkę z owej epoki, ułożoną w makaronicznej łacinie na burzę, która zaskoczy-