Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„królem-obywatelem“ i jego rodziną. Tak byłbym pragnął słyszeć coś więcej o tej księżnej! A pani de Villeparisis, dobra pani de Villeparisis, której twarz była dla mnie twarzą zwykłej mieszczki, pani de Villeparisis, która mi przesyłała tyle podarków i którą tak łatwo mogłem widywać codzień, pani de Villeparisis była jej siostrzenicą, wychowaną przez nią, w jej pałacu ***. — Spytała księcia de Doudeauville — rzekł p. de Charlus — mówiąc o trzech siostrach: którą z trzech wolisz? A kiedy Doudeauville odpowiedział: „Panią de Villeparisis“, księżna de *** odpowiedziała: „Świnia!“ Bo księżna była bardzo dowcipna — rzekł p. de Charlus, dając słowu wagę i wymowę zwyczajną Guermantom. Nie zdziwiłem się, że mu się to słówko wydało tak dowcipne, zważywszy w wielu okazjach odśrodkową, objektywną skłonność ludzi, która każe im, w ocenie czyjegoś dowcipu abdykować z surowości z jaką ocenialiby własny, oraz obserwować starannie, notować to, czego nie raczyliby stworzyć.
— Ale co on wyprawia, przecież on przynosi moje palto! — rzekł baron, widząc że Brichot tak długo szukał z takim rezultatem. Trzeba mi było iść samemu. Ostatecznie, niech pan je narzuci na ramiona. Czy wiesz, że to bardzo kompromitujące, moje dziecko: coś tak jak pić z jednej szklanki, będę znał pańskie myśli. Ale nie, nie tak, no, niech mi pan pozwoli — i narzucając mi swój paltot, ob-