Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

aby się wydawało że pozuje dla tych młodych ludzi, w których oczach czuł się Wielkim mogołem, przesyłał im tysiąc porozumiewawczych spojrzeć życzliwych skinień, którym troska jego o to aby zostać marsowym i dobrym Francuzem, dawała wygląd jakiejś kordjalnej zachęty starego wiarusa, gdy powiada: „Kroćset bomb, potrafimy bić się do upadłego“. Potem wybuchały oklaski uczniów. W tem że p. de Charlus zachodził na wykład, Brichot znajdował czasem sposobność sprawienia komuś przyjemności, uhonorowania kogoś. Powiadał np. jakiemuś krewniakowi lub któremuś z przyjaciół z miasta:..Gdyby to mogło zabawić pańską żonę lub córkę, uprzedzam pana, że baron de Charlus, książę d’Agrigente, potomek Kondeuszów, będzie na moim wykładzie. To jest zawsze cenne wspomnienie, widzieć jednego z ostatnich arystokratów, który zachował styl. Jeżeli panie zechcą przyjść, poznają go po tem, że będzie siedział obok mnie. Zresztą będzie tylko jeden taki, tęgi mężczyzna, siwe włosy, czarny wąs, medal wojskowy.
— A, dziękuję panu — powiadał ojciec. I aby nie urazić Brichota, mimo że żona była zajęta, wypędzał ją na ten wykład, podczas gdy młoda panna, zmęczona upałem i tłokiem, pożerała jednak oczami potomka Kondeuszów, dziwiąc się, że nie