Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cji po królowej. Bo ją zlicytują, nie ma ani grosza — dodał, ile że okrutna złośliwość nigdy nie przestawała się łączyć u barona z najszczerszą czcią, obie bowiem płynęły z dwóch natur sprzecznych, ale kojarzących się w nim. Mogły nawet oświetlać naprzemian jeden i ten sam fakt. Bo p. de Charlus, który z wyżyn swoich bogactw dworował sobie z ubóstwa królowej, często znowuż rozpływał się nad tem ubóstwem i, kiedy mówiono o księżnej Murat, królowej obu Sycylij, odpowiadał: „Nie wiem, o kim pan mówi. Jest tylko jedna królowa Neapolu„która jest wspaniała, choć nie ma powozu. Ale ze swego omnibusu gasi wszystkie ekwipaże i padłoby się na kolana w proch, widząc ją przejeżdżającą.
— Zapiszę ten wachlarz do muzeum — ciągnął. — Na razie, trzeba go będzie jej odwieźć, żeby się nie musiała rujnować na fiakra, posyłając po to. Najinteligentniejsze — zważywszy historyczną wartość przedmiotu — byłoby skraść ten wachlarz. Ale toby jej zrobiło różnicę — bo wielce prawdopodobne jest, że nie ma innego! — dodał parskając śmiechem. — Słowem, widzi pani, że dla mnie przyszła. I nie jest to jedyny cud, jaki sprawiłem. Nie sądzę, aby ktokolwiek dziś miał moc poruszenia ludzi, których ja ściągnąłem. Zresztą trzeba każdemu oddać co mu się należy: Charlie i inni grali jak bogowie. I pani, droga gosposiu — dodał łaskawie — miała pani swoją cząstkę w tej fecie. Pani nazwi-