Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 01.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie pozory dyskrecji, ale które skądinąd nie było bez zasługi, bo milczeć jest prawie niepodobieństwem dla ludzi jego rodzaju.
Zresztą młoda osoba była urocza, i p. de Charlus, któremu dawała wszystkie przyjemności estetyczne, jakie mógł znajdować w kobietach, byłby chciał mieć setki jej fotografij. Będąc inteligentniejszy od Morela, słyszał z przyjemnością nazwiska pań, które ją przyjmowały a które jego zmysł towarzyski właściwie taksował; ale strzegł się (chcąc zachować władzę) powiedzieć to Morelowi, który z chamską tępotą wciąż wierzył, że poza jego klasą skrzypcową i Verdurinami istnieją jedynie Guermantowie — kilka rodzin omal nie królewskich, wymienionych przez barona — wszystko zaś inne, to tylko „szumowiny“ i „pospólstwo“. Te wyrażenia pana de Charlus brał Charlie dosłownie.
Pośród racyj, które czyniły pana de Charlus szczęśliwym z małżeństwa dwojga młodych, była i ta, że siostrzenica Jupiena stałaby się poniekąd rozszerzeniem osobowości Morela, a przez to władzy barona nad skrzypkiem i kontaktu z nim. „Oszukać“ w sensie małżeńskim przyszłą żonę skrzypka — toby nie obudziło w panu de Charlus najmniejszego skrupułu. Ale być mentorem „młodego małżeństwa“, czuć się groźnym i wszechpotężnym protektorem żony Morela, która, widząc w baronie boga, dowodziłaby przez to, że ukochany Morel wszczepił jej owo pojęcie i zawierałaby