Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spotkałem go właśnie na obiedzie u pani de Villeparisis — rzekł generał, ale bez uśmiechu i nie wchodząc w ton księżnej Oriany.
— Czy nie było tam pana de Norpois? — spytał prinz Von, który wciąż myślał o Akademji.
— Owszem — odparł generał. — Mówił nawet o pańskim cesarzu.
— Zdaje się, że cesarz Wilhelm jest bardzo inteligentny, ale nie lubi malarstwa Elstira. Nie mam mu tego zresztą za złe — rzekła księżna; — podzielam jego punkt widzenia. Mimo że Elstir zrobił mój piękny portret. A, pan go nie zna. To nie jest podobne, ale ciekawe. On sam jest interesujący w czasie pozowania. Zrobił ze mnie coś w rodzaju staruszki. To imituje Regentki szpitala Halsa. Myślę, że pan zna te boskości, aby użyć wyrażenia drogiego memu siostrzeńcowi — rzekła obracając się do mnie księżna, która, mówiąc, poruszała lekko wachlarzem z czarnych piór. Wyprostowana na krześle, odrzucała szlachetnie głowę, bo, będąc wciąż wielką damą, robiła troszeczkę wielkę damę. Odpowiedziałem, że byłem swego czasu w Amsterdamie i w Hadze, ale że, mając czas ograniczony, poniechałem Harlemu, aby nie mieszać wszystkiego.

86