Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Książę spojrzał na żonę z rozmyślnem zdziwieniem. Pani de Guermantes zaczęła się śmiać. Księżna Parmy spostrzegła to w końcu. — Ależ... czy ty nie jesteś... mojego zdania...? spytała niespokojna.
— Doprawdy, Jej Wysokość jest zbyt łaskawa, aby się zajmować minami Błażeja. Słuchaj, Błażeju, nie podsuwaj złych myśli o naszych krewnych.
— Uważa, że jest taka zła? spytała żywo księżna Parmy.
— Och, wcale nie. Nie wiem, kto Waszej Wysokości opowiedział, że ona ma zły język. To przeciwnie, wyborna istota, która nigdy źle nie mówiła o nikim, ani nie zrobiła nikomu nic złego.
— A! — rzekła księżna Parmy z ulgą. Ja także nie zauważyłam niczego podobnego. Ale ponieważ wiem, że często trudno jest nie być trochę złośliwą, kiedy się jest tak dowcipną...
— Dowcipną? to chyba jeszcze mniej.
— Jeszcze mniej...? — spytała księżna Parmy zdumiona.
— Słuchaj, Oriano — przerwał książę boleściwym tonem, rzucając na prawo i lewo rozbawione spojrzenia — słyszysz przecie, Jej Wysokość powiada, że to jest kobieta niepospolita.
— Czyż nie jest?...

20