Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zabijali. Co będzie ładne — mówiła patrząc na Swanna z subtelną minką — o ile nie wybuchnie burza, która wisi w powietrzu, to te cudowne ogrody. Pan je zna. Byłam tam miesiąc temu, w chwili kiedy bzy już kwitły; nie podobna wyobrazić sobie, jakie to było piękne. A przy tem ten wodotrysk, to naprawdę Wersal w Paryżu.
— Co to za rodzaj kobiety, księżna Gilbertowa? — spytałem.
— Ależ wie pan już, skoro pan ją widział tutaj, że jest piękna jak dzień, że jest także trochę idjotka, bardzo miła, mimo całej swojej germańskiej dumy, pełna serca i gaff.
Swann był zbyt sprytny, aby nie widzieć, że pani de Guermantes stara się w tej chwili robić esprit Guermantes, i to tanim kosztem, bo odgrzewała jedynie, w mniej doskonałej formie, swoje stare słówka. Mimo to, aby dowieść księżnej, że rozumie jej chęć okazania się dowcipną i tak jakby nią była w tej chwili istotnie, uśmiechnął się nieco wymuszenie, powodując we mnie owym swoistym rodzajem nieszczerości to samo zażenowanie, jakiego doznawałem niegdyś, słysząc rodziców mówiących z panem Vinteuil o zepsuciu pewnych kół (podczas gdy wiedzieli dobrze, iż zepsucie panujące u niego w Montjouvain jest znacznie więk-

195