Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miał (czego się nie robiło zazwyczaj) podszewkę z zielonej skóry, dlatego że to się (jak sam mówił) mniej wala, ale w istocie dlatego że to było bardzo eleganckie.
— Słuchaj, Karolu, ty który jesteś wielki znawca, chodź coś obejrzeć; a potem, moje dzieci, poproszę was o pozwolenie zostawienia was tu na chwilę, gdy ja pójdę włożyć frak; sądzę zresztą, że Oriana zaraz przyjdzie.
I książę pokazał Swannowi swego „Velasqueza“.
— Ależ mnie się zdaje, że ja to znam — rzekł Swann ze skrzywieniem ludzi cierpiących, dla których samo mówienie jest już zmęczeniem.
— Tak — rzekł książę, zaniepokojony tem że znawca ociąga się z wyrażeniem swego podziwu. Widziałeś to zapewne u Gilberta.
— A, w istocie, przypominam sobie.
— Jak przypuszczasz, co to jest?
— Ba, skoro to było u Gilberta, to jest prawdopodobnie jeden z waszych przodków — rzekł Swann z mieszaniną ironji i szacunku wobec wielkości, którą uważałby za niegrzeczne i śmieszne lekceważyć, ale o której, przez dobry smak, nie chciał mówić inaczej niż żartem.
— Ależ oczywiście — rzekł szorstko książę. To Bozon, nie wiem już który numer Guermantów.

187