Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szych słów, kiedy wspomniał o pretensji pana de Luxembourg aby pan de Guermantes wstawał przed jego żoną, pani de Guermantes przerwała mu i rzekła: „Nie, on jest bardzo śmieszny, ale jednak nie do tego stopnia.“
Byłem święcie przekonany, że wszystkie historyjki odnoszące się do pana de Luxembourg są równie fałszywe i że, ilekroć się znajdę w obecności jednego z ich uczestników lub świadków, usłyszę to samo zaprzeczenie. Pytałem jednak sam siebie, czy protest pani de Guermantes płynie z troski o prawdę czy z pychy. Jeżeli to była pycha, ustąpiła miejsca złośliwości, bo księżna dodała, śmiejąc się:
— Zresztą i mnie spotkała mała awanja, bo on mnie zaprosił na podwieczorek, chcąc mnie zapoznać z Wielką księżną Luxemburską: w ten sposób i z tak dobrym smakiem nazywa własną żonę, pisząc do ciotki. Wyraziłam mu swój żal i dodałam: „Co do „Wielkiej księżnej Luxemburskiej“, w cudzysłowie, powiedz jej, że jeżeli zechce przyjść do mnie, jestem w domu od godziny piątej co czwartek.“ Spotkał mnie i drugi afroncik. Kiedy byłam w Luxemburgu, zatelefonowałam do niego, prosząc aby podszedł do telefonu. Jego Wysokość szedł na śniadanie, kończył śniadanie, dwie godziny

113