Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pan, nie zawsze jest u mnie tak nudno jak dziś. Mam nadzieję, że pan niedługo znów przyjdzie na obiad dla kompensaty, tym razem już bez genealogji — rzekła półgłosem księżna, nie zdolna zrozumieć uroku, jaki mogłem znajdować w jej domu i niezdolna wznieść się do tej pokory, aby mnie czarować jedynie jako zielnik pełen niemodnych roślin.
To, czem pani de Guermantes bała się mnie rozczarować, to przeciwnie, pod koniec — bo książę i generał nie przestawali rozprawiać o genealogjach — ratowało mój wieczór od kompletnego zawodu. Jakimż cudem nie doznałbym go dotąd! Każdy z gości przy obiedzie, wypełniając tajemnicze nazwisko, pod jakiem go jedynie znałem i pod jakiem marzyłem o nim na odległość, ciałem i inteligencją w najlepszym razie równemi ciału i inteligencji wszystkich znajomych mi osób, dał mi wrażenie tej samej płaskiej pospolitości, jaką wszelkiemu rozegzaltowanemu czytelnikowi Hamleta może dać wjazd do duńskiego portu Elsinor. Bezwątpienia, owe strefy geograficzne i owa dawność, wnoszące starodrzew i gotyckie wieżyce w ich nazwiska, ukształtowały poniekąd w pewnej mierze ich twarze, dusze i przesądy, ale istniały w nich jedynie jak przyczyna w skutku,

102