Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego stoi garnizonem. żona została w Paryżu; nawpół świadoma prawdy, gryzie się, pisze do męża listy pełne zazdrości. Otóż, kochance wypadło udać się na dzień do Paryża. Mąż, uproszony aby jej towarzyszył, nie może się oprzeć prośbom kochanki i uzyskuje pozwolenie na dwadzieścia cztery godzin. Ale że jest dobry i cierpi nad tem iż robi przykrość żonie, zjawia się u niej i powiada, wylewając kilka szczerych łez, że zaniepokojony jej smutnemi listami, zdołał się wyrwać, aby ją pocieszyć i uścisnąć. Mógł w ten sposób, zapomocą jednej podróży, dać dowód miłości i kochance i żonie. Ale gdyby żona się dowiedziała, z jakiej przyczyny on przybył do Paryża, radość jej zmieniłaby się z pewnością w cierpienie, o ile, mimo wszystko, widok niewiernego nie dał jej więcej szczęścia, niż jej sprawiły bólu jego kłamstwa.
Człowiekiem, najkonsekwentniej uprawiającym system wielorakich celów jest z pewnością pan de Norpois. Czasami godził się pośredniczyć między dwoma zwaśnionymi przyjaciółmi, co sprawiało, że go mieniono najuczynniejszym z ludzi. Ale nie wystarczało mu oddać przysługę temu, który go o to prosił; drugiemu przedstawiał swoją rolę jako krok podjęty nie na prośbę pierwszego, ale w interesie tego właśnie drugiego, o czem łatwo mu było przekonać człowieka, z góry już zasugestjonowanego że ma do czynienia z „najuczynniejszym z ludzi”. W ten sposób, grając „à deux tableaux“, uprawiając

262