Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dałem coś takiego, udawała że nie wierzy, lub podsuwała interpretację, odejmującą danym słowom sens ujemny: zbiór tych właśnie przymiotów nazywamy taktem. Jest on właściwością ludzi, którzy, kiedy mamy pojedynek, winszują nam i dodają że nie było koniecznego powodu do orężnego starcia, aby tem jeszcze pomnożyć w naszych oczach odwagę, jakiej złożyliśmy dowód, nie będąc do tego zmuszeni. Są przeciwieństwem ludzi, którzy w tych samych okolicznościach mówią: „To musi być bardzo przykre dla pana bić się; ale z drugiej strony nie mógł pan połknąć takiego afrontu, nie mógł pan zrobić inaczej“. Ale każda rzecz ma dwie strony. Jeżeli przyjemność, lub bodaj obojętność naszych przyjaciół w powtarzaniu nam czegoś obraźliwego co o nas powiedziano świadczy, że nie bardzo wczuwają się w nas, waląc w nas jak w bęben, w zamian sztuka skrywania nam zawsze tego, co może nam być niemiłe w sądach jakie o nas słyszeli lub w sądzie jaki powzięli stąd o nas sami, może dowodzić — u przyjaciół drugiej kategorji, u owych przyjaciół pełnych taktu — znacznej dawki obłudy. Obłuda niewinna, jeżeli w istocie nie mogą myśleć nic złego i jeżeli owe ujemne sądy o nas sprawiają im jedynie przykrość, jak sprawiłyby ją nam samym. Myślałem, że tak jest z Anną, nie będąc jednak tego absolutnie pewny.
Wyszliśmy z lasku i szliśmy siecią dość mało uczęszczanych dróżek, w których Anna orjentowała

239