Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nego, tylko, wyciągnięci nad brzegiem morza, wdychają sól, opalają się.
Czasem przymilność którejś z dziewcząt budziła we mnie żywsze wibracje, oddalające na jakiś czas skłonność do innych. I tak, jednego dnia, Albertyna powiedziała: „Kto ma ołówek?“ Anna dostarczyła ołówka, Rozamonda papieru, Albertyna zaś oświadczyła: „Moje kobietki, zabraniam wam zaglądać co ja piszę“. Dołożywszy starań aby porządnie wypisać każdą literę na ćwiartce wspartej na kolanach, podała mi ją, mówiąc: „Niech uważa, żeby nikt nie widział“. Rozwinąłem i wyczytałem te słowa: „Bardzo kogoś... lubię”.
— Ale zamiast pisać głupstwa, krzyknęła obracając się z miną nagle popędliwą i poważną do Anny i Rozamondy, muszę pokazać list, który dostałam od Gizeli dziś rano. Oszalałam, mam go w kieszeni: i pomyśleć, że to się nam może tak przydać!
Gizela czuła się w obowiązku przesłać przyjaciółce — a przez nią wszystkim innym, — wypracowanie, które zrobiła na egzamin pisemny. Obawę Albertyny co do trudności zadań pisemnych przewyższyły jeszcze dwa tematy, między któremi Gizela musiała wybierać. Jeden był: „Sofokles pisze z Hadesu do Rasyna, aby go pocieszyć po niepowodzeniu Atalji“; drugi: „Przypuść, że, po pierwszem przedstawieniu Estery, pani de Sévigné pisze do pani La Fayette, aby jej wyrazić jak bardzo żałowała jej nieobecności“. Otóż, Gizela, przez nadmiar gor-

219