Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aby kobieta była ubrana, wazonik jako pomieszczenie dla kwiatów. Szkło wazonika, ukochane samo przez się, robiło wrażenie, że zawiera wodę, w której kąpały się łodygi goździków, w czemś równie przejrzystem, prawie tak płynnem jak ona; strój kobiety oprawiał ją w sposób mający urok niezależny, bratni, i gdyby wytwory przemysłu mogły rywalizować z cudami przyrody, równie delikatny, równie soczysty w dotknięciu oczami, równie świeżo malowany jak futro kota, płatki goździka, pióra gołębia. Białość plastronu koszuli o delikatności szronu, figlarnie plisowanej w zakładki podobne dzwonkom konwalji, gwieździła się jasnemi refleksami pokoju, ostremi i subtelnie cieniowanemi niby bukiety kwiatów w hafcie bielizny. Lśniący i perłowy aksamit kurteczki miał miejscami coś zmierzwionego, sczochranego i kosmatego, przywodzącego na myśl nastrzępienie goździków w wazonie. Ale zwłaszcza czuło się, że Elstir, nie dbając o to co się mogło wydać niemoralne w przebraniu młodej aktorki, dla której talent i rola były z pewnością mniej ważne, niż drażniący powab mający pobudzić zużyte i znieprawione zmysły pewnych widzów, przeciwnie położył nacisk na ten dwuznaczny charakter niby na element estetyczny, wart aby go uwydatnić. Artysta uczynił też wszystko, aby go podkreślić. Poprzez linje twarzy, płeć aktorki gotowa była wyznać, że należy do dziewczyny będącej potrochu „chłopczycą”; ginęła, później odnaj-

125