Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ubogimi duchem, pozbawione światła a mimo to naturalniej, istotniej spokrewnione z wybranemi naturami niż bywają przeważnie ludzie wykształceni, są niby rozsypani, zabłąkani, pozbawieni rozumu członkowie świętej rodziny, niby nie wyrośli z dziecięctwa krewni najwyższych inteligencyj; istoty, którym — jak o tem świadczy niepodobny do utajenia mimo iż nie skupiony na żadnym przedmiocie blask ich oczu — do posiadania talentu brakło tylko wiedzy.
Matka, widząc że z trudem wstrzymuję łzy, mówiła:
— Regulus miał zwyczaj w doniosłych okolicznościach... I to jest bardzo nieładnie wobec twojej mamy. Zacytujmy, jak babcia, panią de Sévigné: „Będę się musiała zdobyć na całą siłę, której tobie brak”.
I przypominając sobie, że przywiązanie do drugiej osoby odwraca nas od samolubnych boleści, starała się zrobić mi przyjemność, powiadając iż przypuszcza, że jej wyprawa do Saint-Cloud wypadnie dobrze, że jest zadowolona z wehikułu, który zatrzymała, że woźnica jest grzeczny a powóz wygodny. Siliłem się uśmiechnąć na te szczegóły i skłaniałem głowę z wyrazem zgody i zadowolenia. Ale pomagały mi one tylko wyobrazić sobie naoczniej odjazd mamy i ze ściśniętem sercem patrzałem na nią tak jakby już była daleko odemnie, w tym okrągłym słomkowym kapeluszu sprawionym na wieś, w lekkiej sukni którą włożyła na drogę z powodu upału,

75