Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścia nie spełnia się, lub wiąże się z najbardziej gorzką reakcją.
Ściskałem w dłoni dziesięć tysięcy franków. Ale nie zdały mi się już na nic. Wydałem je zresztą jeszcze szybciej niż gdybym był codzień posyłał kwiaty Gilbercie, bo kiedy nadchodził wieczór, byłem tak nieszczęśliwy, że nie mogłem wytrwać w domu i szedłem płakać w ramionach kobiet których nie kochałem. Co się tyczy zrobienia jakiejkolwiek przyjemności Gilbercie, nie pragnąłem już tego; iść teraz do jej domu mogło mi przynieść jedynie ból. Nawet widok Gilberty, jeszcze wczoraj dla mnie tak pełen uroku, nie wystarczyłby mi już. Bo byłbym niespokojny przez cały czas w którym nie byłbym przy niej. Oto co sprawia, że kobieta, przez każdy nowy ból jaki nam — często bezwiednie — zadaje, zwiększa swoją władzę nad nami, ale i nasze wymagania od niej. Przez ten ból jaki nam sprawiła, kobieta osacza nas coraz bardziej, zdwaja nasze łańcuchy, ale również i te, któremi dotąd zdawało się nam wystarczające spętać ją dla naszego spokoju. Jeszcze wczoraj, gdyby nie obawa znudzenia Gilberty, byłbym poprzestał na żądaniu rzadkich spotkań, które teraz nie byłyby mi już wystarczyły i którebym zastąpił zgoła innemi warunkami. Bo w miłości — nawspak temu co się dzieje po bitwie — im bardziej jesteśmy zwyciężeni, tem cięższe stawiamy warunki, wciąż je powiększamy, — o ile je możemy narzucić. Nie miałem tej mocy w stosunku do Gilberty. Toteż

38