Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czekałam tego listu, jak marzyłam o ujrzeniu pana, jak opłakałam ten list!” I podczas gdym pisał do Gilberty tuż po powrocie od jej matki, ta myśl że właśnie może dopełniam aktu owego nieporozumienia, ta myśl, przez sam swój smutek, przez słodycz rojenia że mnie Gilberta kocha, kazała mi pisać dalej.
O ile ja, żegnając się z panią Swann z końcem jej „herbaty”, myślałem o tem co napiszę do Gilberty, pani Cottard odchodząc miała myśli zupełnie odmiennego rodzaju. Robiąc swoją „małą inspekcję”, nie omieszkała powinszować pani Swann jej nowych mebli, świeżych „nabytków” zauważonych w salonie. Mogła zresztą tam odnaleźć, mimo że w niewielkiej ilości, przedmioty, które Odeta miała w swojej willi przy ulicy Lapérouse, zwłaszcza zwierzęta z kosztownych materjałów, jej fetysze.
Ale pani Swann, nauczywszy się od jednego z przyjaciół, którego wysoko ceniła, słowa „tandetka” — słowo to otworzyło jej nowe horyzonty, gdyż oznaczało właśnie rzeczy, które kilka lat wprzódy wydały jej się „szykiem” — wyprawiła kolejno wszystkie te rzeczy na emeryturę, w ślad za złoconą kratą służącą za oparcie złocieniom, w ślad za niejedną bombonierką od Giroux i papierem listowym z koroną (nie mówiąc już o luidorach z kartonu rozsypanych na kominku, które o wiele jeszcze przed poznaniem Swanna, jakiś wytworny pan poradził jej skasować). Zresztą w jej artystycznym nieładzie, w pracownianem bric-à-brac, z pokojów o

23