Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go nie raczyła mi udzielić. Przeklinałem puste gadulstwo ludzi, którzy często nawet bez chęci szkodzenia lub pomagania, bez celu, poto aby gadać, czasem dla tego że my sami nie mogliśmy się wstrzymać od gadania w ich obecności i że są niedyskretni (jak my), wyrządzają nam w danym momencie tyle złego. Prawda iż w opłakanem dziele zniweczenia naszej miłości, dalecy są od dorównania sprawności dwojga osób, które zwykły, jedna z nadmiaru dobroci, druga z nadmiaru złości, wszystko niszczyć w chwili gdy wszystko miało się ułożyć. Ale do tych dwóch osób nie mamy żalu jak do niewczesnych Cottardów, bo drugą z nich jest ta którą kochamy, a pierwszą my sami.
Ale, ponieważ za każdym prawie razem kiedym ją odwiedzał, pani Swann zapraszała mnie na podwieczorek do córki i mówiła żebym dał znać Gilbercie wprost, pisywałem często do niej. W tej korespondencji nie dobierałem słów, jakie mogłyby — jak sądziłem — przekonać Gilbertę; starałem się jedynie utorować najsłodsze łożysko dla płynących łez. Bo żal, jak pragnienie, stara się nie analizować, ale uczynić sobie zadość; gdy zaczynamy kochać, żyjemy nie dociekaniem czem jest jej miłość, ale obmyślaniem jutrzejszej schadzki. Kiedy się wyrzekamy miłości, nie staramy się objąć swojej zgryzoty, ale objawić ją jej sprawczyni w formie, która nam się wyda najbardziej wzruszająca. Mówimy rzeczy, których mówienia czujemy potrzebę, a których druga

21