Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzący w „idee“ od Roberta, mniej biorący się na słowa, większy realista w obserwowaniu ludzi, nie chciał może zaniedbać tak ważnego elementu dającego mu urok w ich oczach; czynnik ten, o ile dawał jego wyobraźni bezinteresowne satysfakcje, równie często mógł się stać potężnym środkiem dla jego praktycznych działań. Wieczna będzie różnica między ludźmi tego rodzaju, a tymi, co zostają posłuszni wewnętrznemu ideałowi, każącemu się im wyzbyć owych przewag, aby się wyłącznie starać urzeczywistnić ten ideał. Ci podobni są malarzom lub pisarzom wyrzekającym się wirtuozji; plemionom artystów które się modernizują; ludom wojennym podejmującym inicjatywę powszechnego rozbrojenia; rządom absolutnym które się demokratyzują, wyrzekając się twardych praw. Często życie nie przynosi nagrody za ten szlachetny wysiłek; jedni bowiem tracą talent, drudzy wiekową przewagę; pacyfizm mnoży niekiedy wojny, a pobłażanie zbrodniczość. O ile dążenia Roberta do szczerości i do wyzwolenia się trzeba było uznać za bardzo szlachetne, wolno było — sądząc z rezultatu — cieszyć się że ich zbywało panu de Charlus, który kazał przenieść do siebie większość cudownych boazeryj z pałacu Guermantes, zamiast je wymienić, jak jego siostrzeniec, na urządzenie modern-style, na Lebourgów i Guillauminów. Niemniej prawdą było, że ideał pana de Charlus był bardzo sztuczny, i — gdyby ten epitet można skojarzyć ze słowem

237