Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pewnych momentach, zwłaszcza gdy wchodzi w grę stosunek miłosny.
Wszystkie te kryjome wycieczki Blocha wobec Roberta przeciw mnie i wobec mnie przeciw Robertowi skończyły się zaproszeniem na obiad. Nie jestem bardzo pewny, czy najpierw nie próbował zdobyć Roberta samego. Taka próba byłaby dość prawdopodobna, ale widać nie uwieńczyło jej powodzenie, gdyż pewnego dnia Bloch zwrócił się do nas obu.
— Drogi mistrzu, i ty jeźdzcze ulubiony Aresowi, margrafie de Saint-Loup-en-Bray, poskromicielu rumaków, skorom cię spotkał na ociekającem pianą wybrzeżu Amfitryty, w pobliżu namiotów Ménierów o chybkich okrętach, czy zechcecie obaj przyjść któregoś dnia spożyć obiad u mego znamienitego ojca o sercu bez zmazy?
Skierował do nas to zaproszenie, bo miał ochotę zbliżyć się z Robertem, który mógłby — Bloch miał tę nadzieję — wprowadzić go w sfery arystokratyczne. U mnie, pragnienie takie wydałoby się Blochowi oznaką najwstrętniejszego snobizmu, zgodnego z opinją jaką miał o całej stronie mego usposobienia, nie uważając jej, dotąd przynajmniej, za główną; ale to samo pragnienie u niego zdawało mu się dowodem chwalebnej żywotności jego inteligencji, żądnej pewnych odkryć socjalnych, mogących przynieść mu jakiś literacki pożytek.
Kiedy Bloch oznajmił ojcu, że przyprowadzi na obiad jednego ze swoich przyjaciół, którego tytuł

222