Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy nie kochamy, godzimy się filozoficznie z tem co jest sprzecznego w miłości, to dlatego, że tej miłości, o której rozprawiamy swobodnie, nie czujemy wówczas, zatem nie znamy jej, ile że znajomość tych spraw jest przerywana i nie trwa poza istotną obecność uczucia.
O tej przyszłości, w której przestałbym już kochać i którą moje cierpienie pomagało mi zgadywać, mimo iż wyobraźnia nie umiała jej jeszcze sobie jasno odtworzyć, zpewnością byłby jeszcze czas uprzedzić Gilbertę; uprzedzić ją, że się ta przyszłość ukształtuje pomału, że jej nadejście, jeżeli nie grozi natychmiast, jest w każdym razie nieuchronne, o ile ona sama nie przyjdzie mi z pomocą i nie zniweczy w zarodku mojej przyszłej obojętności. Ileż razy chciałem już pisać lub iść powiedzieć Gilbercie: „Uważaj, powziąłem postanowienie; krok, który czynię, jest krokiem ostatecznym. Widzę cię ostatni raz. Wkrótce nie będę cię już kochał.”
Na co? Jakiem prawem wyrzucałbym Gilbercie obojętność, którą, nie poczuwając się w tem do żadnej winy, żywiłem dla wszystkiego co nie było nią? Ostatni raz! Mnie się to wydawało czemś olbrzymiem, bom kochał Gilbertę. Na niej zrobiłoby to z pewnością tyle wrażenia, co owe listy, w których przyjaciel, opuszczając na zawsze kraj, prosi o widzenie się z nami; i my odmawiamy mu tego spotkania — jak nudnym kobietom, które nas kochają — aby gonić za jakąś przyjemnością. Czas, którym roz-

18