Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„gdzie go nie przyjmowano” i o którem opowiadał tysiąc nieprawdopodobieństw. Co do Wiktora Hugo, powiadała, że ojciec jej, pan de Bouillon, który miał przyjaciół wśród młodych romantyków, dostał się dzięki nim na premierę Hernaniego, ale nie mógł wytrwać do końca, tak mu się wydawały pocieszne wiersze tego pisarza, zdolnego ale przesadnego, który otrzymał tytuł wielkiego poety jedynie na zasadzie dobitego targu, w nagrodę swojej interesownej pobłażliwości dla niebezpiecznych bredni socjalistów.
Widzieliśmy już hotel, jego światła tak mi wrogie w dniu naszego przybycia pierwszego wieczora, teraz opiekuńcze i słodkie, zwiastunki domowego ogniska. I kiedy powóz zajechał przed bramę, odźwierny, groomy, „lift”, skwapliwi, naiwni, lekko zaniepokojeni naszem zapóźnieniem się, skupieni na schodach w oczekiwaniu, stali się nam bliscy, stali się kimś z rzędu owych istot, które zmieniają się tyle razy w ciągu naszego życia, jak my zmieniamy się sami, ale w których wiernem i przyjacielskiem odbiciu znajdujemy słodycz w chwili gdy są czasowem zwierciadłem naszych przyzwyczajeń. Wolimy ich od nie widzianych oddawna przyjaciół, bo zawierają więcej tego, czem jesteśmy w danej chwili. Jedynie młodego „strzelca”, wystawionego na słońce w ciągu dnia, schowano do domu chroniąc go przed wieczornym chłodem, zakutanego w wełny, które, w połączeniu z pomarańczowem zapłakaniem jego włosów,

185