Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ty na temat Lohengrina. Odpowiada: „Lohengrin? A tak, to ostatnia rewja w Folies-Bergères, zdaje się że to szalenie zabawne”. No i co, moja pani, cóż pani chce, kiedy się słyszy takie rzeczy, to się w człowieku gotuje. Miałam ochotę spoliczkować ją. Bo ja, wie pani, ja mam swój charakterek. No, niech pan powie, — rzekła zwracając się do mnie, — czy nie mam racji?
— Wie pani, — rzekła pani Cottard, — można wybaczyć, że ktoś odpowie nie zupełnie trafnie, kiedy go zapytają tak nagle, niespodzianie. Wiem coś o tem, bo pani Verdurin ma zwyczaj przykładać nam tak nóż do gardła.
— A propos pani Verdurin — zagadnęła pani Bontemps panią Cottard — czy pani wie, kto tam będzie u niej we środę... A, przypominam sobie teraz, żeśmy przyjęli jakieś zaproszenie na najbliższą środę. Czy nie zechciałaby pani przyjść do nas na obiad od środy za tydzień? Poszłybyśmy razem do pani Verdurin. To mnie onieśmiela tak wchodzić samej; nie wiem czemu, ale ta wielka kobieta zawsze mnie przejmowała strachem.
— Powiem pani, — odparła pani Cottard, — co panią tak przestrasza u pani Verdurin: to jej organ. Cóż pani chce, nie każdy ma taki piękny organ jak pani Swann. Ale wystarczy zagrzać miejsce, jak mówi pryncypałka, a lody niebawem pękną. Bo w gruncie ona jest bardzo ujmująca. Ale rozumiem bardzo

8